środa, 1 października 2014

Rozdział 20

,,Nieudany związek...''

    
     Gabi siedziała w domu i czekała na powrót Piotrka. Powiedział jej, że idzie do pracy na jakieś dwie godziny, anie pojawił się od o wiele dłuższego czasu. Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić, ubrała się i poszła na spacer. Było co prawda zimno, ale nie miała co innego do roboty.
Szła polną drogą, która prowadziła do pobliskiego sklepu. Przechadzając się, ujrzała na ziemi leżąca postać.
-Matko! Rany! Pomocy! Pomocy!- i szybko odwróciła osobę na plecy.
Jej oczom ukazała się Agnieszka.
-Aga? Co ty tu robisz? Na polu jest minus dziesięć stopni a ty leżysz w śniegu!
Agnieszka nie reagowała. Gabriela więc otworzyła jej oczy. Miała ogromne źrenice, co mogło znaczyć tylko o jednym.
-Aga coś ty narobiła... Biedactwo. Trzeba zabrać cię do domu. Ale jak?- Gabi wiedziała, że sama nie da rady jej podnieść. Ulicą przechodził młody chłopiec z sankami.
-Witaj chłopcze!- powitała się. Chłopiec był zaskoczony. Nic nie odpowiedział.-Czy możesz pożyczyć mi swoje sanki? Muszę przewieść koleżankę do domu, a nie dam rady jej podnieść.
Chłopczyk był zdezorientowany całą tą sytuacją. Nie wiedział co ma zrobić, ale jakoś nie zachodziło mu się zgubić.
-Ale to moje nowe sanki. Nie mogę ich pożyczyć.
-Błagam cię! Pomożesz mi i zaraz je sobie weźmiesz. Obiecuję!- zaproponowała.
Malutki chłopiec dalej się wahał.
-No nie daj się prosić!... Dam ci dwadzieścia złotych!
-Dobrze, to się zgadzam!
-To chodź!
     Gdy już razem zawieźli Agę do jej domu i przekazali wynagrodzenie, Gabrysia usiadła przy niej i czekała aż się ocknie.
Minęła godzina. Agnieszka zaczęła się powoli wybudzać.
-Gdzie ja jestem?- zapytała.
-W domu Aga. Powiedz mi coś ty zrobiła?!- powiedziała Gaba.
Aga zaczęła krzyczeć.
-Guśka! CO CI JEST! Do jasnej cholery! Aga!
Chwilę potem ucichła.
-Co się stało?-zapytała Gabrysia.
-Cały świat to debile! Jak oni mogą tak traktować ludzi! Jak oni mogą ratować ludzkie życie jak je tylko rozpier*****ą!
-Aga! Uspokój się! Co się stało bo nic nie rozumiem!?
-Krzysiek! Krzysiek!
-No właśnie! Krzysiek, gdzie on jest?
-Nie żyje! Te debile go zamordowały! Zabiły doszczętnie! Nic po nic nie zostało! Nic...- i rozpłakała się.
-Krzysztof nie żyje? Boże, jak to się mogło stać... Ona tego nie przeżyje. To była prawdziwa miłość, a ona nie łatwo się zakochuje. Co ja mam teraz zrobić? Jak jej pomóc?- zadawała sobie pytania Gabi.
     Odeszła. Zostawiła Agę z masą problemów. Nie była silnie związana z Krzyśkiem, byli tylko kolegami ze szkoły, ale zareagowała trochę inaczej niż by się spodziewała... Sama nie wiedziała, co ma począć, a co dopiero jak jej pomóc...

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 19

,,Dlaczego...?''

    Krzysiu znowu zachorował. Aga biegała jak głupia i pomagała mu. Cały czas zadawała pytania typu ,,czegoś ci nie brakuje? lepiej ci już?''. Krzysiek jednak czuł się coraz gorzej. Miał wysoką gorączkę, która nie spadała. Cały czas kaszlał, wymiotował, bolała go głowa i brzuch. Nie wiadomo było co to za choroba. 
     Mijały sekundy, minuty, godziny, a stan Krzysztofa nie polepszał się.
-Nie wiem co mam zrobić. Dzwonię po karetkę!
Chwyciła za telefon i wpisała szybko numer.
     Po 15 minutach przyjechała karetka. Na polu było bardzo mroźno... W końcu to sroga zima. Lekarze szybko wnieśli chłopaka do ambulansu.
-Mogę jechać z wami?- zapytała Agnieszka.
-Niestety, ale nie.
-Ale dlaczego? Zawsze można było?!- upierała się Aga.
-Chcesz, żeby twój kochaś zginął? To nas nie zagaduj i pozwól pracować!- zdenerwował się doktor.
-Dobrze... a mogę chociaż wiedzieć gdzie go wieziecie?
-Do Tarnowa.
-Okej. Jedźcie bezpiecznie.
-Zrozumiano, do zobaczenia.
-Trzymaj się Krzysiu!- wydała ostatnie tchnienie przed zamknięciem drzwi do karetki. Jej ukochany nie odzywał się, nie reagował na żadne wezwania. Zachowywał się jak nieżywy.
Aga była zdruzgotana cała tą sytuacją. Bała się o Krzysia. Wsiadła w samochód. Pojechała jednak inną drogą do szpitala i przez to nie ujrzała co się stało po drodze.
     Gdy weszła do szpitala zauważyła tłum lekarzy, którzy siadają do ambulansów. Podeszła do recepcji. Usłyszała rozmowę pielęgniarki.
-Dobrze... Tak już jadą trzy karetki na Lwowską... Zderzenie erki jadącej z chorym... Aha, tak... Dobrze już szykujemy miejsce na salach.
-Przepraszam. Czy to jest ta karetka, w której jechał taki wysoki lekarz, z brązowymi włosami, co ciągle pyskuje?
-Dr. Nowak. Tak to on. A o co chodzi?
-No bo...-zaczęła Agnieszka, ale przerwał jej dzwonek telefonu.
-Przepraszam, halo? Jeden zmarł w karetce....Krzysztof...E..No może zapamiętam. Powiadomić rodzinę? Okej dobrze... Pa.
Aga zamarła.
-Przepraszam nic pani nie jest?
-Nie... i nie musi pani zawiadamiać rodziny tego zmarłego.
-Muszę, to mój obowiązek.
-Nie musi pani, obiecuję.
-Dobrze. To do widzenia.
-Żegnam.
     Agnieszce załamał się cały świat. Miała ochotę pójść do baru i uchlać się do nieprzytomności, ale to nie było w jej stylu. Ona przecież nie piła. Musiała sięgnąć po inny sposób, coś czego nikt by się po niej nie spodziewał.

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 18

,,Dzień, który zmienił moje życie...''


     Iza spała sobie w łóżku. Kubuś zbierał się do wyjścia.
-Gdzie ty idziesz?- zapytała ledwo otwierając oczęta.
-Ja? D-d-d-do pracy się wybieram...
-Przecież ty nie pracujesz.
-N-n-n-n-no bo ja już mam pracę!-powiedział dość mało przekonującym głosem.
-Serio? Jaką?
-No taką, że ja muszę wyjechać...
-Jak to wyjechać? A kiedy wrócisz?
-Wrócę w przyszłości. Czekaj tu na mnie. Ja...wrócę...Nie poddam się...Przeżyję...wrócę...
-O czym ty mówisz? Na wojnę jedziesz?
-Nie...-i wstał. Był rozkojarzony, nie wiedział co ma ze sobą zrobić.Szedł ku drzwiom. Nagle odwrócił się-Iza. Kocham cię. Pamiętaj o tym...- i pocałował ją.
-Też cię kocham...
-Żegnaj...
I wyszedł. Tak po prostu. Znikł jak niby nic się nie stało, lecz Iza czuła coś innego. Właśnie zawalił jej się cały świat. Nie widziała kiedy jej ukochany wróci, ani gdzie się udał...
     Weronika zaś była na lekcji baletu. Bardzo się jej to podobało. Mogłaby tam zostać na wieki. Nawet nie wiedziała, że posiada taki wielki dar i talent. Dowiedziała się właśnie, że ma wystąpić na jednym z przedstawień. Była taka szczęśliwa, ale pech dał, że złamała nogę.
O tym nieszczęściu jako pierwsza dowiedziała się Agnieszka. Zdezorientowana zadzwoniła do Madzi, alby ta pojechała z nią do szpitala.
-Jesteś Aguś! Co się dzieje z Werą?- zapytała na szpitalnym korytarzu.
-Złamała nogę...
-Ha ha ha! Co za ciapa!
-Co powiedziałaś?
-Oj Oj Oj! Ale biedaczynka...
-No ja myślę...- rzekła Aga. Chwilę potem zadzwonił telefon Magdaleny.
-Haloooo?... Klaudiusz? Jej jak się cieszę, że zadzoniłeś!... Przyjechać?Nieee...w domciu mnie nie ma...A w szpitalu!...Nie no mi nic nie jest!... Ciapa Wera nogę złamała!
-Magda!- krzyknęła Agnieszka.
-Sorki,sorki...Kochana Weronika nogę złamała... No...No...No...pa. Buziaczki, całuję paaaaa!.
-Ej Madziu, Madziu...- no co ?
-Nic.
     Zunia zbierała się teraz alby pójść do kościoła. Musiała pomodlić się za swojego ukochanego, aby nic mu nie było.
Gdy znalazła się na miejscu zasiadła w ławce. Pomodliła się chwilkę, a potem postanowiła zamówić mszę. Nie wiedziała jednak gdzie jest ksiądz. Przed nią siedziała zakonnica. Pomyślała, że może ona jej pomoże.
-Szczęść Boże!
-Witaj drogie dziecko.
-Klaudia?
-Iza?
-Jejku jak ja cię dawno nie widziałam!
-Ja ciebie też.
-Ty zakonnicą?
-Owszem...

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 17

,,Baletnice, zakonnice i flirciary''

   
     -Brrr...ale zimno dzisiaj...-powiedziała Weronika, po tym jak spojrzała na termometr.-aż 15 stopni na minusie?! Takiej zimy to jeszcze nie było...
Chwile jeszcze patrzyła przez okno, rozmyślając nad różnymi sprawami.
-Ciekawe czy za bycie baletnicą dobrze płacą?-zadała sobie pytanie.-No bo w sumie to dobry moment, żeby spróbować, życie jest przede mną... W każdej chwili mogę zrezygnować... chyba... Trudno, pójdę na jeden trening może mi się to spodoba i nie będę żałować tej decyzji.
Pobiegła do swojego pokoju i szybko się ubrała, by nie spóźnić się na pierwsze spotkanie. Ludzie mogli by ją po tym źle o niej myśleć, bo wykryliby już jej pierwszą wadę i wpatrywali się jedynie w nią.
     Wychodząc z domu ujrzała znajomą twarz na drodze, lecz nie mogła przypomnieć sobie kto to, bo widać było jedynie oczy, piękne brązowe oczy, przyjazne i znajome.
-Hej Wera!-krzyknął znajomy głos.
-Aga?
-A myślałaś, że kto?
-Jej! Ale ty się zmieniłaś! Wyładniałaś!
-Dziękuję... Ty też. Gdzie się wybierasz?-zapytała.
-Właśnie idę na lekcje baletu.
-CO?!- możesz powtórzyć bo ta czapka i szal uniemożliwiają mi zrozumienie cię.
-Ej Aguś, Aguś. Ty to zawsze tych mądrych słów używasz. Jednak nie zmieniłaś się aż tak strasznie! Mówię, że wybieram się na lekcje baletu.
-Baletu?
-Tak,a widzisz jakiś problem?
-Nie tylko się troszkę zdziwiłam...
-Oki ja muszę już iść pa.
-Hej...
Gdy Weronika odchodziła, Agnieszka patrzyła na nią ze zdumieniem.
-,,Wera i balet? Coś niesłychanego...No nic...To jej decyzja...''-i poszła dalej.
     Natalia siedziała natomiast w domu. Nagle zadzwonił telefon. Na komórce wyświetlił się napis ,,KLAGA''.
-O Klaudia dzwoni! Muszę odebrać... Hej!
-Dzień dobry Natalio.
-Siema kochana! Co tam u ciebie? Czy ty przypadkiem nadal jeszcze w więzieniu siedzisz ?
-Tak...To znaczy... Nie do końca...
-What? Co to znaczy nie do końca?
-No bo ja siedzę w kaplicy.
-W kaplicy? Weź przyznaj, że ci Werka do kicia marychy przyniosła co!?
-Nie. Ja jestem zakonnicą.
-Klaga?Hejo?Gdzie Klaga? Podajcie mi ją do słuchawki! To jakiś oszust robi sobie ze mnie jaja!
-Ale to ja Klaudia.
-Spadaj! Pa...-i rozłączyła się.

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 16

,,Zakon''


     Zima. Weronika siedziała na kuchennym krzesełku wysłuchując kazania jej mamy.
-Dziecko wiem, że jesteś dorosła, ale tak się upić to szczyt wszystkiego!
-Ale mamo...!
-Nie przerywaj mi jak mówię!
-Grrr.....- zamruczała coś pod nosem.
-Nie możesz być taką zwykłą nastolatką, która ma tylko za zadanie pić alkohol, czy tam ćpać!
-Mamo! Ja przecież i tak jestem inna...
-Ha! Dobre.. uśmiałam się do łez...- uśmiechnęła się matunia.- Nie o to mi chodzi...
-To o co...?
-Wiesz, poszłam wczoraj do sklepu i rozdawali takie ulotki...- i podała jej kartkę.
Na środku widniał napis ,,SZUKAMY DZIEWCZYN DO SZKOŁY BALETOWEJ''
-,,Ha... Dobrze się zaczyna''- pomyślała ironicznie dziewczyna i czytała dalej.
,,ZAPRASZAMY WSZYSTKIE NASTOLATKI, KTÓRE PRAGNĄ SŁAWY W WIEKU OD 15 DO 20 LAT. LEKCJE SĄ NIEDROGIE, KOSZTUJĄ ZALEDWIE 30 ZŁ MIESIĘCZNIE.''
-,,Rzeczywiście niedrogie, może się skuszę''- zaśmiała się.
,,LEKCJE ODBYWAJĄ SIĘ W KAŻDY CZWARTEK I PIĄTEK W PRYWATNEJ SALI GIMNASTYCZNEJ NA UL. KOCHANOWSKIEGO 12 W TARNOWIE.''- o oczywiście pod tym oświadczeniu, podpis.
-I jak Weroniko? Zgadzasz się ?-zapytała mama.
-A czemu miałabym się niby zgodzić?
-No błagam cię córeczko!
-Okej... przemyślę...-powiedziała i pobiegła do swojego pokoju.
     Tym czasem w domu Gabrieli i Piotra był wielki rumor i hałas. Czemu? Gdyż wszyscy pakowali ostatnie potrzebne im rzeczy na wakacje.
-Ach, jak tylko pomyślę o tych pięknych palmach, błękitnym morzu i...- marzyła Gabrysia.
-...tak, tak. Włochy to rzeczywiście przepiękne miejsce, ale nie marz tak! Pacz co zrobiłaś z moją koszulką!-krzyczał Piotr, gdyż zauważył, że Gabi zatrzymała gorące żelazko na jego ulubionej części garderoby.
-Przepraszam misiu! Odkupię ci ją...
-Ta nie odkupisz mi rzeczy, którą dostałem od mojej ukochanej N....-i powstrzymał się.
-N....co?! -zapytała zaskoczona Gabrysia.
-Yyyy... Nadia. Moja mama to Nadia. Ale, że umarła no to nie mówię mama tylko Nadia, żeby nie przypominać sobie o niej.
-Ale przecież twoja mama żyje?!
-Serio?
-Noo... przecież jest we Włoszech i właśnie do niej jedziemy na wakacje?!
-A no też fakt...
-A tak w ogóle twoja mama to Anastazja, misiu...-powiedziała załamana dziewczyna.
-A no tak... Zapomniałem...
     Kilka godzin później wyruszyli w podróż.
     Klaga natomiast leżała na więziennym łóżku.
-Zimno tu. Poproszę o koc, może mi pożyczą...- podeszła do krat i zapytała policjanta.-Przepraszam, czy mógłby pan pożyczyć mi koc?
-Tak oczywiście!- i rzucił jej przez kratki malutką ścierkę.
Nie była ona nawet czysta. Szara, brudna szmata...
-Nie wytrzymam tu dłużej...- powiedziała sobie w myślach.
     Nagle oświeciło ją. Zapragnęła czegoś niespodziewanego... czegoś takiego, czego nikt by się po niej nie spodziewał... Klaudia zatem postanowiła pójść do zakonu, po jej wyroku.
     Wiktoria za to postanowiła iść do pracy.
-Miłosz, a co ty o tym myślisz?
-Wydaję mi się, że to bardzo dobry pomysł.
-Dziękuję ci. To ja idę na tą rozmowę kwalifikacyjną.
-Życzę ci szczęścia.
-Nie dziękuję- powiedziała zadowolona i wyszła.
    Gdy była już w banku zasiadła przed biurem dyrektora i czekała aż ją zawezwie.
    Minęła godzina. Nikt nie otworzył jej drzwi.
-,,Może go nie ma..''- pomyślała. Miała już wstawać, ale nagle drzwi zostały otwarte.
-Witam. Henryk Mągoł.
-,,Hahahahaha''- pomyślała Wiktoria.- ,,Boskie nazwisko!''. Nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu ale jednak musiała to zrobić.
Weszli do środka.
-A więc, chcę pani tu pracować, tak?- zapytał dyrektor.
-Owszem.
-Opowiedz coś o sobie-zaproponował mężczyzna.
-No to jestem Wiktoria. Mam prawie dwadzieścia lat...
-Dwadzieścia? I ty myślisz, że ja przyjmę taką sik*ę jak ty?
-Wypraszam sobie!- powiedziała zdenerwowana dziewczyna.
-Przepraszam. Uniosłem się. No to może jednak panią przyjmę?
-Nie wiem, czy będę chciała pracować z takim mągołem jak pan...
-No weź... Dziewczyno, nie daj się prosić...
-Dobrze, zgadzam się.
-Ale zanim zacznie pani tu pracować, musi pani iść na staż.
-A płatny chociaż?
-Tak.
-Dobrze zgadzam się.
-No to w poniedziałek na lotnisku. Tu jest bilet.
-Ej hola! Jaki bilet? Jakie lotnisko?
-No leci pani na staż?
-Ale on nie jest tutaj?
-Nie w Nowym Yorku.
-Acha... to ja jeszcze to przemyślę. Do widzenia.
-Do zobaczenia, proszę panią.- powiedział szef. Przerażona dziewczyna wybiegła szybko i zaczęła się głowić co ma zrobić. Nie chciała wyjeżdżać i zostawiać jej ukochanego. Ale chciała też zdobyć pracę, o której zawsze marzyła. Zadzwoniła więc do Kasi.
-Hej Kasiu.
-Cześć!
-Co tam u ciebie?
-A nic. Tylko Jaś mi się oświadczył!
-Serio! To fantastycznie. A teraz kolej na mnie. Mam pytanie.
-Dajesz.
-Dostałam pracę, ale muszę jechać na staż do Nowego Yorku. Nie wiem co zrobić. Nie chcę opuszczać Miłosza, ale za to chcę dostać tą pracę. Tak bardzo o niej marzyłam.
-Zapytaj Miłosza jakie jest jego zdanie.
-Dobrze, dziękuję za radę. Miłego dnia!
-Siemanko.

                                                                                                                     

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 15

,,Klaudiusz"


     Wszyscy nadal siedzieli w restauracji. Magda nie wychodziła z pokoju. Lekarz też.
-Co tam się dzieje?-zapytali jedni.
-Może trzeba sprawdzić?
-To ja pójdę-rzekł stanowczo Krzysiek i zapukał do drzwi.
-Nikt nie odpowiada-powiedział.-Co my mamy teraz zrobić?
-Nie przeszkadzajmy im może wyszli, a my tego nie zauważyliśmy...
Jednak to nie była prawda. Magda spała po pełnej przygód nocy, a doktor siedział obok i patrzył się na piękną kobietę.
-Nawet nie wiedziałem, że ja naprawdę nadaję się na przyszłego chłopaka-rzekł.-No bo chyba po takiej nocy będziemy razem, co nie?-mówił sam do siebie, gdyż dziewczyna nie słyszała go. Doktor sam nie wiedział co zrobić. Chciał uciec, żeby nikt nie wypytywał go co się tam działo, że był tam aż całą noc. Wolał jednak poczekać na wybrankę.
Gdy Madzia obudziła się od razu zaczęła luźną rozmowę, jak gdyby byli już ze sobą kilkanaście lat.
-Hej Misiu...
-Cześć.
-A coś ty taki zmartwiony?
-Lepiej nie pytaj...
-Przecież już zapytałam...
-No wiem...
-A tak w ogóle jak ty masz na imię?
-Y...no...
-Nooo?
-A nie będziesz się śmiała?
-Postaram się.
-Klaudiusz...
-Klaudiusz?-rzekła nie dowierzając dziewczyna. Nie chciała się jednak śmiać, żeby nie zrobić przykrości koledze.-Bardzo ładne imię. Nazwiemy tak nasze dzieci?
-Okej. To kiedy się spotkamy?
-No nie wiem. Może dzisiaj?
-Dzisiaj...nie.Muszę pracować.
-No to jutro!-krzyknęła wstając z łóżka i poszła się ubrać do łazienki.
-Ach ta moja kochana Madzia...
     Część gości była jeszcze na weselu.
-Proszem panaaaaaaa! Piwecko jecze jednooo no porloszę-mówiła pijana Klaudia.-O rany juleeeeeeek! Krora jet juszzz godzinnaaaaaaaaa! Ja pier*iele! Do domciu cza jechać...-dodała. Wstała śmiało z krzesła. No troszkę się jeszcze pofatygowała ażeby ustać w pionie i ruszyła w stronę drzwi.
-Milegpoo dnjaaa pansktu mlodym życzę! Paaa i causów sto...hmmm... dwa! Ha! Zlymowało się! Ja pier*ziele! Ja tom poetkom zostaneee...- i wyszła.
Wsiadła do samochodu i zapięła pasy.
-No to w dlogę!- powiedziała pewnie i ruszyła. Nie było to zbyt pomysłowe posunięcie, gdyż była pod wpływem alkoholu. Włączyła radio i wsłuchała się w piosenki...
     Nagle... pac! Uderzyła w coś.
-Ujć! Biendny koteł.-powiedziała i wyszła z auta.-Oj to chyba nie koteg...- dodała po tym jak ujrzała potrąconego człowieka.
Klaga nie wiedziała co zrobić, była w końcu pijana.
     W niedługim czasie przyjechała policja i zabrała Klaudię do paki.
-Alesz panoowie...Spokojnieee... Co ja zrobiłam?
-No potrąciłaś pieszego...-rzekł policjant.
-A noo... widzisz zapomnialam... haha...
     Kasia i Janek uciekli zaś do Włoch.
-Jak tu pięknie-powiedziała Kasia przechadzając się po plaży.
-Nie zaprzeczę!-powiedział Janek, który mocno trzymał ją za rękę.
-Błagam cię kochany...Weźmy tu ślub!-zażądała Katarzyna.
-Ale nie jesteśmy zaręczeni?!
-No to ci się oświadczam! Chyba mi nie odmówisz?-powiedziała pewna siebie Kasia.
Janek załamał się. Złapał się za głowę i odwrócił.
-Jasiu? Co ci?-zapytała opiekuńcza dziewczyna. Chłopak odwrócił się, a w ręku trzymał pierścionek zaręczynowy.
-Jasiu! Oświadczasz mi się?!
-No a jak myślisz...-powiedział Jaś i pocałował swoją wybrankę.
-Piiiiii! Piiii!
-Co to?-zapytała Kasia, gdy usłyszała dziwny dźwięk.
-Nie mam pojęcia.
Kaśka odwróciła się. Za nią stał malutki pingwin.
-O jejku! Jaki słodki! Zawsze marzyłam, żeby mieć własnego pingwinka!
                      
                                      *   *   *

     Natalia leżała w łóżku szpitalnym. Myślała cały czas kiedy wyrwie się z tego dziwnego miejsca.
Nagle do jej pokoju wszedł lekarz.
-Dzień dobry pani Natalio.
-Witam, panie doktorze. I co ze mną?
-Jest już pani zdrowa. Jutro dostanie pani wypis i będzie pani mogła opuścić szpital.
-Naprawdę?! O jejku! To niesamowite! Dziękuję panie doktorze.
-Nie dziękuj... A jeżeli masz już komuś dziękować, to zwróć się do doktora Macieja.
-A może go pan zawołać?
-Niestety Maciej ma teraz operację.
-Dobrze w takim razie dziękuję- powiedziała Tala i uśmiechnęła się. 
     Chwilę po tym wyciągnęła telefon i zadzwoniła do każdego w jej kontaktach. Gdy przedzwoniła do wszystkich koleżanek kolejną osobą w jej spisie był Piotrek. Dziewczyna łudziła się, czy zadzwonić, czy nie...
-Halo? Piotr?
-Tak, słucham.
-Tu Natalia.
-O witaj! I jak zdrowie?
-Jutro wychodzę ze szpitala...
-To fantastycznie! Może po ciebie przyjechać?
-Nie dziękuję...- i rozłączyła się...



wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 14

,,Niesamowite zmiany...''

     Minął rok. Gabrysia wróciła do Piotrka i urodziły im się śliczne córeczki-Jagódka i Maja. Cały dzień i noc Piotrek chodził przy nich i pomagał ukochanej jak tylko potrafił.
-Kochanie, czy Jagódka przypadkiem nie jest głodna?
-Jadła piętnaście minut temu...
-No ale jest taka smutna?
-Może zmęczona...
-A skąd wiesz?
-Instynkt macierzyński...
-No, a Maja cały czas płacze.
-Bo jej się nudzi...
-Skąd ty to wiesz?
-A czy ty przestaniesz panikować?!-zdenerwowała się Gabrysia.
-Okej, okej...
     W sobotę odbył się ślub Agnieszki i Krzysztofa. Było cudownie! Aga wyglądała jak księżniczka, co bardzo podobało się jej mężowi. Gdy goście ujrzeli pannę młodą pozazdrościli Krzysiowi.
-No Krzychu! Żeś chyba w pałacu tą żoneczkę znalazł!
-Jejku! Jaka piękna!- padały komentarze.
Na ślubie była Kasia wraz ze swym ukochanym-Jasiem. Byli już oni parą. Kaśka ujrzała w nim w końcu dojrzałego mężczyznę jak dla niej. Oboje byli ideałem.
-Wiesz co Kasiu... Cieszę się, że jednak jesteśmy razem...-zaczął policjant.
-Ja też. Przy tobie czuję się bezpieczna...- odpowiedziała Katarzyna i pocałowała go.
Nagle podczas namiętnego pocałunku w drzwiach pojawił się Damian.
-Ty ku*wo! Jak mogłaś mnie zdradzić?!- krzyczał z progu wskazując na Kaśkę. Ta nie wiedziała co zrobić. W końcu jednak wpadła na pomysł.
-A jak ty mogłeś mnie zostawić? Debil! Gdy ja siedziałam w więzieniu, ty się zabawiałeś z Filipem i Danielem, który też się okazał idio*ą! Ge*e!
-Ohoho! Coś się nam panienka rozgadała!- krzyczał jak najęty Damian.
-Nienawidzę cię! Jak mogłeś mnie zostawić? I to dla faceta!
-A ty? Nie jesteś lepsza!
-Zamknij morde!
-Chyba ty fałszywa flądro!
-Hahahah! Ale się kur*a uśmiałam! Idź do kabaretu!
-Bardzo śmieszne!
-No idź! Ale poczekaj ty jak się już na scenie zjawisz to cię ludzie wyśmieją!
Janek nie mógł już tego wytrzymać. Podszedł do stołu zabrał krzesło i uderzył Damiana mocno w głowę.
-Janek! Coś ty narobił?- pytała Kaśka.
-Nic nie mów uciekajmy stąd!- rzekł.-A wy dzwońcie na pogotowie! I powiedzcie, że się chłop wywalił z krzesła.
-Dobrze-rzekła Aga porozumiewawczo.
     Po dziesięciu minutach przyjechało pogotowie.
-Co tu się stało?-zapytał ratownik.
-Y... Ten ge... znaczy chłopak spadł z krzesła, proszę pana- rzekła Weronika.
-Ej ! Ty tam kur*a! Przeciesz on njeee spadł z kszesua?! On... no..... czekaj pan se przypomne...chole*a! Zapomniałam no! Zapomniałam! Aaaaa! Już wiem kurna!- rzekła Klaga.
-Proszę nie przeklinać!-dodał lekarz.
-Niek mi pan panie lekaszuuuu nje pszeskadza, noooo!- dążyła temat po pijaku.
Lekarz jednak nie słuchał. Karetka odjechała, lecz jeden sanitariusz został. Chciał zadzwonić na policję.Madzia to zauważyła i szybko mu przerwała.
-Ałaaaa! Oj! Auć!- krzyczała udając, że boli ją serce i położyła się na ziemi.- Doktorze! Ratunku...
Lekarz podbiegł do Magdaleny. Uniósł ją i zapytał gdzie w tej restauracji jest jakieś łóżko.
-Na parterze. O tam są drzwi- powiedziała zauroczona przystojnym doktorkiem Weronika.
-Dobrze. Zostańcie tu a ja jej pomogę.
Wszedł do pokoju i zamknął drzwi. Madzia podglądnęła co robi przystojniak i znowu zamknęła oczy. Gdy ratownik podszedł do niej ta chwyciła go za bluzę i pocałowała...
-Witaj kochaniutki...- i położyła go na łóżku.- Chyba dzisiaj tu zostaniemy...
-O co ci chodzi?- zapytał.
-No nie mów, że tego nie chcesz?- i rozpięła jego podkoszulek.-Ja wiem, że chcesz...